Najnowsze wpisy


maj 29 2014 Rozdział 5.
Komentarze: 1

UWAGA! Tekst może zawierać wulgaryzmy =P

 

Kolejne spotkania kończyły się równie udanie jak te pierwsze. Na trzecią randkę Ed zabrał Kat do kina na świetną komedię, śmiali się do rozpuku, postanowili wrócić do domu spacerem. Wieczór był pogodny i rześki, chłopak ściągnął bluzę i okrył nią Kat, po czym chwycił jej dłoń w swoją. Poczuł ulgę, gdy jej nie wyrwała, a wręcz z chęcią splotła swoje palce z jego.

- Jutro kończysz o 19:00? – zapytał odprowadzając ją do mieszkania.

- Niestety nie, będę musiała zostać do końca. Susanna dzisiaj dzwoniła i prosiła żeby wziąć jej zmianę, córka znowu jej się rozchorowała.

- To znaczy, że zaczynasz od 15:00?

- Chciałabym… Będę w knajpie od 9:00 do 1:00. Fajnie prawda? W środę prawdopodobnie będę praktykować całodniowe umieranie, o ile nie padnę trupem już we wtorek w drodze z kuchni do któregoś stolika – widać było, że wizja całego dnia w pracy jej się nie uśmiechała. W końcu nie była to lekka robota.

- Nie możesz podzielić tej zmiany jakoś z Bellą? – Ed zaczynał się martwić

- Niestety nie, zresztą dam radę. Kto jak nie ja? W końcu to wtorek, w taki dzień nigdy nie ma ruchu – zaśmiała się nerwowo. – Dziękuję za wspaniały wieczór, dawno się tak nie uśmiałam. Twoja bluza – zdjęła ją i wręczyła chłopakowi, przysunęła się do niego i złożyła słodki pocałunek na jego policzku.

Ed poczuł jak zalewa go fala gorąca, czuł jak robi się cały czerwony na twarzy, ale nie dbał już o to, przy niej nie musiał się wstydzić swoich reakcji.

- Dobranoc Eddie.

- Dobranoc Katie.


            Ed wkroczył do „Corner Barn” nazajutrz chwilę po 20:00 i nie wierzył własnym oczom. Jeszcze takiego tłumu w tym miejscu nie widział. Masa mężczyzn popijających piwo i pochłaniających steki, kobiety przy kolorowych drinkach, dwie rodziny z dziećmi kończące kolacje. Z kuchni właśnie wychodziła Kat niosąc dwa talerze pełne frytek do ulubionego stolika Ed’a zajętego przez grupę młodzieży.

- Cześć Ed. Los to okrutny dowcipniś, prawda? Przecież dzisiaj jest wtorek, czy ci ludzie nie pracują jutro? Boże, jestem taka zmęczona… - w jej oczach pojawiły się łzy.

- Może jednak zadzwonisz do Arabelli?

- Zrobiłam to godzinę temu, ale niestety nie odbiera. – dzwonek z kuchni sprawił, że jej oczy jeszcze bardziej zalśniły łzami.

- Muszę lecieć.

Wpadła na kuchnię jak burza trącając trzy talerze z brzegu blatu, które potłukły się z głośnym brzdękiem.

- Kurwa mać!

- Ooooooo, źle się dzieje skoro już po polsku klniesz – Tim wiedział, że gdy Kat zaczyna używać polskich słów lepiej jej nie drażnić.

- No właśnie! Znasz protokół, nie odzywaj się więcej niż to konieczne Tim!

- Gdzie to postawić? – Ed wpadł na kuchnię ze stertą brudnych talerzy – Pomyślałem, że chociaż tyle mogę tobie pomóc i będę przynajmniej sprzątać stoliki.

- Hahahahaha, czy możesz być jeszcze bardziej kochany? – gest chłopaka był tak uroczy, że złość opuściła kelnerkę. – Stawiaj je na tym stoliku. Dziękuję – mijając go złożyła po całusie na jego obu policzkach.

- Skubany… Że też ja nie pomyślałem o takim ruchu – Tim był wyraźnie zdziwiony, że tak łatwo można było zarobić całusa od Kat.- A tak przy okazji, skąd ja ciebie znam?

- Mam jedną z tych twarzy pewnie - Ed uśmiechnął się i wrócił na salę by sprzątać kolejne stoliki. W trakcie wieczoru pomógł również do niech nakrywać, podał kilka potraw i drinków oraz zmył podłogę.

Kat zdziwiła się, gdy młode dziewczyny z jednego ze stolików zrobiły sobie z Ed’em zdjęcie, zauważyła też, że coś im zanotował na serwetce, czyżby numer telefonu? Poczuła lekkie kłucie w dołku. Po 24:00 w knajpie zostało jedynie siedmioro klientów, grupa czterech facetów po czterdziestce, Jeff i George, oraz kobieta przy barze, mocno już wstawiona. Ed usiadł na hokerze naprzeciwko Kat, która siedziała za barem opierając głowę na blacie.

- Eddie, słońce ty moje, co ja bym bez ciebie dzisiaj zrobiła? Spadłeś mi z nieba!

- Żaden problem.

- Żaden problem? Daj spokój, narobiłeś się tyle, co ja. Jak ja ci się odwdzięczę?

- Cieszę się, że chociaż trochę mogłem cię odciążyć.

- Ale co chcesz w zamian? – widać było po niej jak bardzo jest zmęczona, podkrążone oczy, które same się zamykały, mimo to wciąż wyglądała pięknie. „Najpiękniejsza kobieta na świecie”.

- Nic.

- Daj spokój.

- Naprawdę, nic nie chcę. No może…

-Tak? Czekaj sekundkę. – czterech mężczyzn właśnie poprosiło o rachunek. W między czasie wstawiona kobieta przysunęła się do Ed’a.

- Udy, ale umie adny – wybełkotała.

- Słucham?

- Wosy… masz Ude wosy. Ale fajny jezdes. Chces Se zabawić? Zrobe ci dopsze…

- Nie dziękuję, jestem tu z moją dziewczyną.

- A to sory – uniosła ręce w geście poddania się mało nie spadając z hokera, rzuciła na blat banknot i slalomem opuściła lokal.

- Z twoją dziewczyną? – Kat właśnie podeszła do chłopaka – Chyba nie masz na myśli żadnej z tych małolat, z którymi robiłeś sobie zdjęcia i dałeś swój numer? – uśmiechała się, ale wyczuwało się niepewność i zdenerwowanie w jej głosie.

- Nie, tamte dziewczyny mnie nie interesują, żadne dziewczyny mnie nie interesują, z wyjątkiem jednej.

- Oooo, szczęściara z niej.

- Z ciebie.

- Słucham?

- Ty jesteś tą szczęściarą, jak sama powiedziałaś. Chociaż ja raczej myślę, że to ja byłbym największym szczęściarzem na świecie gdybyś zechciała być moją dziewczyną.

- To wymieniałeś się z nimi telefonami czy nie? – widać było błysk w jej oczach po jego słowach, delikatny, uroczy rumieniec bardzo jej pasował.

- Nie, żadnych numerów, tylko drobny podpis.

- Mhm, a po co im był twój podp…

-KAT! – głos Tim’a przebijał się z kuchni – CHODŹ TU SZYBKO!

- IDĘ! – w drodze na kuchnię przystanęła przy rudym chłopaku położyła swoją dłoń na jego policzku, podczas gdy na drugim złożyła kolejny słodki pocałunek.

Po przekroczeniu drzwi jej oczom ukazał się Tim trzymający w rękach wielki stos talerzy, które niebezpiecznie chwiały się na wszystkie strony.

- Ratuj…



Ed zaczekał do zamknięcia „Corner Barn” by odwieźć dziewczynę do domu. Wcześniej jeszcze pomógł posprzątać potłuczone talerze w kuchni. Kat wbiła się w fotel auta i odetchnęła głęboko.

- Boże, to był taki ciężki dzień. Nigdy więcej takich dni. Nigdy więcej.

- Powinno tam pracować więcej kelnerek, wasza trójka to ewidentnie za mało.

- Sugerowałyśmy już szefowi, ale on wie lepiej, jak to ujął: „wierzy w nasze zdolności organizacyjne”. – zaśmiała się gorzko.

Jak zawsze chłopak odprowadził ją pod same drzwi.

- Jesteś jak Super Ed! Mój ty bohaterze, nie wiem jakbym dała sobie radę bez ciebie. Byłam już na granicy płaczu i paniki ze zmęczenia. To jak mam ci się odwdzięczyć? – bidulka ledwo stała na nogach.

- Jeśli chcesz coś dla mnie zrobić to połóż się jak najszybciej do łóżka, aż mnie serce boli jak widzę jaka jesteś wykończona.

- Ok… Serio? Nic dla siebie? Nie możesz być aż tak idealny? – zaśmiała się.

- Dla mnie? Chciałbym tylko jedną rzecz.

- Słucham.

- Czy mogę cię pocałować? – nadzieja jaka zaświeciła w jego oczach zalała serce Kat ciepłem.

- Nie musisz pytać, przecież jestem twoją dziewczyną, czyż nie?

Tak szerokiego i ciepłego uśmiechu jeszcze u niego nie widziała. Podszedł bliżej, jedną rękę położył na jej plecach na wysokości krzyża, drugą ujął jej twarz. Przez chwilę wpatrywał się w jej oczy gładząc kciukiem jej skórę. Powoli przybliżał swoje usta jakby się bał lub dawał jej czas na protest. W końcu ich usta się zetknęły. Był to bardzo delikatny i słodki pocałunek. Jego usta były do tego stworzone, miękkie i ciepłe. Złapał ją mocniej w swoje ramiona, była mu za to wdzięczna gdyż z wrażenia i ze zmęczenia omal nie osunęła się na podłogę. Oderwał swoje usta od jej, złożył kolejne delikatne pocałunki na jej policzkach, czole oraz na koniec cmoknął czubek jej nosa.

- Idź już spać królewno, niech ci się przyśni coś miłego.

- Po takim pocałunku jest to gwarantowane. Dobranoc. – cmoknęła szybko jego usta i weszła do mieszkania. Tej nocy miała bardzo barwne i konkretne sny, tak samo jak Ed.

herman1609 : :
maj 28 2014 Rozdział 4.
Komentarze: 0

Ed chwycił za telefon, po czym odłożył go na blat stołu, podniósł i znowu odłożył. Robił tak już od dobrych 5 minut, podczas gdy w jego głowie miejsce miała istna burza myśli. „Zadzwonić już teraz? Za wcześnie. A jeśli już za późno?  Taka dziewczyna nie może być długo sama…. Nie chcę wyjść na natręta, który dzwoni na drugi dzień z samego rana. Jeszcze sobie pomyśli, że jestem jakimś desperatem. Opanuj się chłopie! To, co że sobie tak pomyśli? Przecież jesteś desperatem! Desperacko pragniesz być blisko Kat, prawda? Prawda. No to dzwoń! DZWONIĘ!” Już wybijał numer, gdy telefon rozdzwonił się w jego dłoni.

- Tak?

- Ed, słuchaj potrzebuję cię. Nagrywam ścieżkę i nie mogę sobie poradzić z refrenem… coś mi tam nie pasuje, mógłbyś przyjść do studia i posłuchać. Potrzebuję twojego geniuszu! Jakoś te akordy nie chcą mi się zgrać…

- Nina, kochana, czemu tak wcześnie? Jestem teraz trochę zajęty, czy to aż tak pilne?

- Sprawa życia i śmierci! Jak mi nie pomożesz to zaraz kogoś tutaj ubiję gitarą… albo lepiej mikrofonem! Będzie bardziej dramatyczne jak podadzą to w wiadomościach. Już to widzę: wschodząca gwiazda muzyki aresztowana pod zarzutem ubicia kogoś mikrofonem”. W końcu każdy potrafiłby ubić kogoś gitarą, co nie? Ale mikrofonem to już wyższa szkoła jazdy. Nie sądzisz? Ciekawe czy ktoś już coś takiego zrob…

- NINA! Opanuj się dziewczyno. Jak ty dajesz radę przez kilkadziesiąt minut na występach zajmować się tylko graniem i śpiewaniem, to ja nie wiem. Zaraz wpadnę i uratuję ten twój numer.

- Dzięki bohaterze!

Ed spojrzał na zegarek i uderzył się otwartą dłonią w czoło. Nina nieświadomie uratowała go przed zdobyciem na wstępie kilku minusów u Kat. Była godzina 7:15 rano, a dziewczyna przecież pracowała wczoraj do co najmniej 1:00 w nocy. Na pewno jeszcze smacznie śpi. Rudzielec ubrał się i wyszedł do studia.


- Nie wiem o co tobie kobieto chodzi. Wszystko brzmi świetnie – Ed przejrzał nuty, przesłuchał nagranie i nie mógł zrozumieć, czemu Nina go wezwała do pomocy.

- Prawda? Jestem zajebista! Przyznaj to rudziku – dziewczyna aż promieniała z zachwytu nad swoim utworem.

Ed przez dłuższą chwilę gapił się na nią nie wiedząc, co się dzieje.

- No co się tak gapisz? Lepiej mi podziękuj.

- Podziękuj?

- No tak. Ed znamy się nie od dzisiaj, prawda? Mogę się założyć, że w momencie, gdy do ciebie zadzwoniłam siedziałeś z telefonem w łapie i już wybierałeś numer swojej kelnereczki.

- Yyyy…

- No co? Może nie mam racji? Jesteś typem faceta, który tchórzy zamiast podejść do dziewczyny w jakiś…. 99% przypadków, ale to jest ten nieszczęsny lub szczęsny, czas pokaże, 1% i trafiłeś na laskę tak wspaniałą, że zbierasz wszelkie pokłady odwagi w sobie i zagadujesz. Dostajesz numer i co robisz? Dzwonisz! Niemal od razu. Ed, tak nie można! Trochę godności człowieku! Bądź mężczyzną!

- Yyyy…. – Ed siedział z otwartymi ustami i gapił się na Ninę jakby ją widział pierwszy raz w życiu – ale… ja nie rozumiem…

- Dziewczyny lubią twardych facetów, a nie zdesperowanych gówniarzy, którzy cieszą się na otrzymany numer telefonu jak szczeniaczek na kabanosa. Odczekaj trochę, zadzwoń najwcześniej jutro wieczorem i umów się na sobotę.

- Nie wiem… a jak sobie pomyśli, że mi nie zależy, albo już się z kimś umówi?

- Lepiej żeby myślała, że ci nie zależy i pozwoliła ci pokazać, że się myliła, niż przestraszyła się, że jesteś upierdliwym rudym nerdem, od którego się nie będzie mogła uwolnić, nie sądzisz?

- Jak tak mówisz to ma to nawet jakiś sens – niepewność zżerała chłopaka od środka.

- I nie bój się, z nikim innym się nie umówi, przynajmniej do póki ty jej się nie znudzisz, albo zwyczajnie nie spieprzysz sprawy na początku – Nina roześmiała się na samą myśl o nieporadności przyjaciela w stosunku do płci pięknej.

- Ale skąd możesz mieć pewność?

- Widziałam jak na ciebie patrzy Eddie, nie martw się, twoja kelnereczka cię lubi – Nina puściła mu oczko i pstryknęła w nos. Ed odetchnął z ulgą, słowa przyjaciółki brzmiały sensownie. Przecież gdyby Kat go nie lubiła i nie była zainteresowana to nie dałaby mu swojego numer.

- Tak też zrobię, dziękuję Nina, co ja bym bez ciebie począł?

- Umarł w samotności prawdopodobnie, albo ze wstydu… Jedno z dwóch w każdym razie.


            Drrrrrrrrrrrr…

Ed czuł jak oblewa go zimny pot, serce zaczęło walić jak szalone.

Drrrrrrrrrrrr…

Nagle zapomniał wszystkiego, co sobie wcześnie przygotował do powiedzenia „Powinienem bym to sobie spisać”.

Drrrrrrrrrrrr…

- Słucham? – głos Kat brzmiał jak najpiękniejsza muzyka – Halo?

- Eee tak. Cześć Kat, Ed mówi. Nie przeszkadzam?

- Jestem teraz w pracy, ale mam chwilę wolną. Co tam?

- W porządku. Ja tak sobie myślałem. Pomyślałem sobie, że… No, bo wiesz. Myślałem, że może byśmy… Jeśli chcesz…

- Bardzo chętnie się z tobą spotkam Ed.

- Serio? Wow…

- Serio, więc? – słyszał w jej głosie śmiech, nie drwiący, słodki śmiech, nabrał głęboko powietrza w płuca.

- Zjadłabyś ze mną jutro kolację?

- Brzmi świetnie.

- Genialnie! Podałabyś mi swój adres? Przyjechałbym po ciebie o 19:00. Może tak być?

- Dobrze, adres prześlę ci sms’em. Wybacz, ale muszę wracać do pracy. W takim razie do jutra Eddie.

- Do jutra Kat.

Jakaś część populacji ludzkiej pewnie nazwałaby tańcem zwycięstwa dzikie i nieskoordynowane ruchy, jakie zaczął wykonywać rudowłosy po rozłączeniu się z kelnerką. Skakał i biegał po całym mieszkaniu łącząc to z elementami twista i salsy z lekką nutką lambady. Po dobrym kwadransie zdyszany Ed usiadł na kanapie i roześmiał się na całe gardło. Czy życie może być jeszcze lepsze?

Powiadomienie sms oznajmiło, że jego auto jest do odbioru z warsztatu. Chłopak niedawno zdał egzamin na prawo jazdy, samochód oddał na warsztat w celu założenia nowego nagłośnienia, w końcu dobra muzyka musi dobrze brzmieć. W sumie nie planował nigdy prowadzić, nie miał na to czasu i obawiał się, że umiejętności również, ale Stuart miał już serdecznie dość podwożenia go wszędzie i wymusił na nim podejście do egzaminu. Okazało się, że wcale nie jest to takie trudne i Ed nie stanowi zagrożenia dla siebie i innych uczestników ruchu drogowego. Kolejny sms był od Kat, Ed sprawdził w Google Maps podany przez nią adres i zauważył, że dziewczyna mieszka strasznie daleko od niego oraz „Corner Barn”, knajpy w której pracuje, na szczęście metalowy rumak był w gotowości.


            Rozczochrał jeszcze bardziej dłonią włosy, sprawdził oddech, policzył do dziesięciu i zapukał do drzwi. Już po chwili stała w nich Kat, szeroko uśmiechnięta, w ślicznej liliowej sukience sięgającej za kolano. Wyglądała tak naturalnie, świeżo, pięknie, że rudy stał i gapił się na nią zastanawiając się, jakim cudem tak wspaniała dziewczyna umówiła się z kimś takim jak on.

- Cześć Eddie.

- Cz e ś ć, wyglądasz przepięknie. Wow. To dla ciebie – wręczył jej bukiet gerberów i stokrotek.

- Są śliczne, dziękuję. Ty również wyglądasz świetnie. Wejdź na chwilę, jestem już prawie gotowa. – Ed wyjątkowo postarał się przy wyborze stroju. Wybrał czyste, niepodarte jeansy, błękitną koszulę, która podkreślała kolor jego oczu i czarny krawat, jedyny jaki posiadał.

Dziewczyna włożyła kwiaty do wazonu i postawiła na stoliku w centrum pokoju.

- Zaraz wracam, rozgość się – zniknęła za drzwiami małego pokoju. Ed miał chwilę żeby się rozejrzeć po mieszkanku. Było malutkie, malutki salonik z malutkim aneksikiem kuchennym. Pokój, do którego weszła Kat to zapewne sypialnia, pomieszczenie obok było malutką łazienką. Skromne, ale gustownie urządzone mieszkanko.

- Już! Możemy iść.

Ed poprowadził Kat do swojego samochodu i otworzył przed nią drzwi.

Zajechali przed elegancką restaurację, parkingowy wziął od rudego kluczyki by zaparkować auto, podczas gdy para weszła do środka.

- Witam państwa, czy mają państwo rezerwację?

- Tak, nazwisko Sheeran. – „Sheeran? Czy ja to już gdzieś słyszałam?”

- Ach tak, stolik dla dwojga. Proszę za mną. – wysoki, szczupły kelner poprowadził ich do zacisznego kąta, gdzie wielka roślina odgradzała ich od reszty sali zapewniając intymność.

- Oto karty dań dla państwa. Wrócę za chwilę przyjąć zamówienie.

- Wow, strasznie elegancka ta restauracja, musi być też bardzo droga – Kat sprawiała wrażenie lekko zmieszanej.

- Owszem jest elegancka, ale i zaciszna. Nie ma tutaj wściekłych tłumów i nie trzeba się przekrzykiwać. Można spędzić miło czas, dobrze zjeść i niczym się nie martwić, dobrze? – Ed wyraźnie zaznaczył ostatnie słowo. Zaczął czuć się swobodniej w jej towarzystwie, cały czas spędzony w samochodzie miło gawędzili na luźne tematy, swoboda tej rozmowy zadziwiła chłopaka, ale także podziałała nań kojąco.

- W porządku, więc skoro tak mówisz to nie będę się niczym martwić – uśmiechnęła się nieśmiało, widział że nie jest do końca przekonana.

- Dokładnie. Mam dzisiaj misję do wykonania: chcę żebyś spędziła miło czas, odstresowała się i zdobyła o mnie jak najlepsze zdanie.

- Ha ha ha! Dobrze, skoro taką masz misję nie mogę stanąć ci na drodze w jej realizacji – Kat poczuła się swobodniej i zaczęła przeglądać menu. – Ciężki wybór, wszystko tu wygląda smakowicie.

- Taaaak, to prawda, wszystko mają dobre. Krem z homara jest dobrą przystawką. Mają genialne steki i owoce morza – Ed widać bywał nie raz w tym dobytku, zastanowiło to Kat, widać biedny nie jest skoro może sobie pozwolić na odwiedzanie takich miejsc i próbowanie wszystkiego z karty.

- Czy mogę przyjąć państwa zamówienie? – szczupły kelner już czekał z notesikiem w dłoni.

- Tak, dla mnie będzie krem z homara na przystawkę, później makaron w sosie z leśnych grzybów, a na deser ciasto czekoladowe z wiśniami – Ed spojrzał na dziewczynę z pewnym podziwem. „Nie wzięła tylko sałatki? Jest bardziej idealna niż mi się wydawało.”

- Dla mnie krem z homara, stek średnio wysmażony z frytkami, podwójną porcją frytek, oraz beza z masą karmelowo-czekoladową. Do tego poprosiłbym wino… Kat odpowiada ci białe, półwytrawne?

- Jak najbardziej.

- Także do tego wino i będzie wszystko, dziękuję- Ed oddał swoją kartę, tak ja Kat, i spojrzał dziewczynie prosto w oczy po odejściu kelnera.

- Niech zgadnę, spodziewałeś się, że „tylko sałatkę, jestem na diecie” lub inny szajs? – jej swoboda i nietuzinkowość go fascynowały.

- Szczerze mówiąc bardzo się cieszę, że tego nie usłyszałem. To takie dziwne, no bo kto może się najeść sałatką?

- No właśnie, a wychodzić na kolację by zjeść kolację w domu? Bezsens. – oboje szczerze się zaśmiali.

Wieczór mijał im na swobodnej, miłej rozmowie, przy rzeczywiście genialnym jedzeniu. Chcieli się poznać jak najlepiej, wypytywali o swoje rodziny, miejsca skąd pochodzą, zainteresowania.

- Więc jak to się stało, że wyjechałaś z Polski i trafiłaś do „Corner Barn”?

- W kraju miałam stałą pracę, papierkowa robota, ciągle to samo, pewnego dnia doszłam do wniosku, ze umieram z nudów i muszę coś zmienić w swoim życiu. Postanowiłam wyjechać na wakacje do Wielkiej Brytanii, padło na Londyn na dobry początek. Poznałam wtedy Pedro, Kolumbijczyka mieszkającego tutaj kilka lat. Słyszał, że zwolniło się miejsce w „Corner Barn” i jako, ze zna właściciela, szepnie o mnie słówko. Stwierdziłam, że to jest zmiana, której szukałam, lub przynajmniej ich początek. Rzuciłam prace w Polsce, przeprowadziłam się do Londynu, zamieszkałam u Pedro i zaczęłam pracę jako kelnerka. Jakie to ciasto jest pyszne! Chcesz kęsa? – kto, jak kto, ale Ed nigdy nie odmawia jedzenia – Później Pedro pomógł mi znaleźć własne lokum, wynajmowałam je z koleżanką, ale kilka miesięcy temu wyprowadziła się do Kanady i zostałam sama. W sumie, na upartego mogę powiedzieć, że osiągnęłam swój cel, dokonałam zmian, których chciałam.

- Jakich dokładnie? Chodziło tylko o pracę?

- Praca, miejsce zamieszkania, odcięcie się od rodziców, zmiana otoczenia, poznanie nowych, ciekawych ludzi.

- I udało się kogoś poznać?

- Owszem – ich oczy się spotkały, jej spojrzenie było tak wymowne, że Ed poczuł, że się rumieni. Szybko zajął się swoją bezą mając nadzieję, że dziewczyna tego nie zauważyła.

Po skończonym deserze, poprosili o rachunek. Gdy kelner położył czarną książeczkę na stole i dyskretnie się oddalił, Kat i Ed sięgnęli po niego w tym samym czasie. Chłopak złapał jej dłoń i gładząc ją delikatnie powiedział:

- Kat proszę cię, mówiłem żebyś się niczym nie martwiła.

Jeszcze chwilę gładził jej dłoń obserwując dyskretnie jak rumieniec wylewa się na jej policzki.



            Jak na gentelmana przystało Ed odprowadził Kat pod same drzwi mieszkania.

- Dziękuję ci bardzo, to był wspaniały wieczór i ta kolacja- pycha!

- Cała przyjemność po mojej stronie. I to ja dziękuję, że się zgodziłaś na nią, nawet nie wiesz jak bardzo mi na tym zależało – buty Ed’a były wybitnie interesujące gdyż gapił się na nie cały czas. „Co mam teraz zrobić? Szkoda, że nie ma Niny, ona by wiedziała. Może do niej zadzwonię? Ta! Jak to sobie wyobrażasz człowieku? Wybacz Kat, schowam się za ścianą na moment i po chwili wracam. Głupek!”.

Postanowił wybrać najbezpieczniejszą opcję pożegnania, wysunął dłoń w stronę Kat, dziewczyna podała mu swoją. Jakie było jej zdziwienie, gdy pochylił się i ją ucałował. Poczuła drżenie w kolanach.

- Dobranoc Kat. Jeśli pozwolisz zadzwonię do ciebie znowu, dobrze?

- Tak, dobranoc Eddie.

Ręce trzęsły jej się z wrażenia, przez co miała mały problem z trafieniem kluczem do dziurki. Gdy już otworzyła drzwi, posłała mu jeszcze jedno spojrzenie i uśmiech.


            Prawdopodobnie Ed znowu tańczył, ale ciężko było stwierdzić, gdyż jego ruchy znowu nie przypominały niczego poza opętaniem. Starsza pani z mieszkania naprzeciwko akurat wychodziła z psem i spojrzała z pogardą na chłopaka.

- Ja…. Ja… No, co? Nie można być szczęśliwym? – uśmiechnął się do starszej pani, skłonił się i skierował do wyjścia w podskokach.


            Kat opierała się plecami o drzwi przez dłuższą chwilę. Lubiła Ed’a od pierwszego spotkania. Miał w sobie coś, co ją przyciągało i uspakajało. Ale z każdym kolejnym spotkaniem w „Corner Barn” lubiła go bardziej. Gdy ostatnio zjawił się z tą blondynką i chłopakiem, z którym umówiła się Arabella, poczuła dziwne ukłucie. Teraz po tej kolacji sama nie wiedziała, co tak na prawdę czuje, wiedziała tylko, że już nie może się doczekać jego telefonu.

herman1609 : :
maj 23 2014 Rozdział 3.
Komentarze: 0

- Znam fajne miejsce – powiedział Ed do Niny i Brian'a, ich wspólnego znajomego.

- Jestem strasznie głodna, dają coś dobrego? – jakby na dowód tych słów brzuch Niny głośno zaburczał.

- Zdecydowana większość z karty jest świetna, mają całkiem dobrego kucharza – Ed wiedział co mówi, od dnia gdy pierwszy raz wstąpił do „Corner Barn” minęło ponad dwa tygodnie. Chłopak wpadał tam codziennie, gdy Tim spytał z podejrzanym półuśmieszkiem ,czemu tak często ich odwiedza, skłamał że pracuje w okolicy. Prawda była taka, że chciał widzieć Kat tak często jak się tylko dało. Przez cały ten czas, dzień po dniu, wkraczał do knajpki, zajmował ten sam stolik lub siadał przy barze. Zdążył spróbować wszystkiego z karty, ale podczas wizyt również analizował grafik dziewczyny. Zauważył, że w poniedziałki i wtorki przychodzi na wcześniejszą zmianę, od 9:00 do 19:00, środy miała wolne, czwartki i piątki pracowała od 15:00 do 1:00, sobota i niedziela była zmienna. Kelnerki mogły między sobą dowolnie ustalić grafik. Pracujących dziewczyn było trzy: Kat, Arabella- roześmiana osiemnastoletnia blondyczneczka oraz Susanna- ciemnoskóra, wysoka  trzydziestolatka. Kat miała 26 lat, bardzo to zdziwiło Ed’a gdyż wyglądała bardzo młodo, sądził że jest młodsza od niego o co najmniej dwa lata. Była ucieleśnieniem jego marzeń, tak przynajmniej sądził, dlatego nie przejmował się różnicą wieku.

- No to chodźmy tam, w sumie ja też zgłodniałem – powiedział Brian, śniady, wysoki pół Brytyjczyk pół Włoch. Ed zawsze czuł się w jego towarzystwie wyjątkowo zakompleksiony, ale mimo to bardzo go lubił. Skierowali swoje kroki do „Corner Barn”.


- Witaj Ed, cóż za niespodzianka! Kogo jak kogo, ale ciebie się nie spodziewałam – przywitała go ze śmiechem Arabella.

- Cześć Bella, dzisiaj przyprowadziłem nowych klientów.

- No właśnie widzę – ale wyglądało, że blondynka widzi tylko Briana. Nina chrząknęła, aby zwrócić na siebie uwagę.

- Yhhhgmmm, może zajmiemy miejsce? Tu wydaje się dobry sto….

- Nie, ten nie… chodźcie tutaj – Ed pokierował ich szybko do stolika, który zawsze zajmował, ponieważ  zawsze obsługiwała go Kat.

- Cześć Eddie, dzisiaj z obstawą widzę? – Kat jak zawsze wyglądała wspaniale. Szeroki uśmiech, lekki krok, aż trudno było uwierzyć, że jest na nogach już dobre 5 godzin.

- Tak ciekawego miejsca nie można zostawiać dla siebie. Co dzisiaj polecacie? Może sławetny gulasz? – po tych kilkunastu dniach, kiedy to odwiedzał „Corner Barn” Ed prawie się „przyzwyczaił” do obecności Kat. Nie sprawiał już wrażenia tak zestresowanego i zamkniętego w sobie i zaczął posługiwać się zdaniami złożonymi, które zazwyczaj miały sens.

- Eddie muszę cię rozczarować, ale niestety nie ma gulaszu. W zamian mogę zaproponować leczo! Jest prawie tak samo dobre jak gulasz, ale znaczniej bardziej bogate w składniki – mówiąc to oczywiście kręciła znacząco głową dając rudemu znać, że to zwyczajne resztki, których kazano im się pozbyć.

- Chyba jednak weźmiemy coś z karty – Kat rozdała klientom menu i puszczając oczko do Ed’a oddaliła się do kolejnego stolika.

- TO O NIEJ MÓWIŁEŚ!

- Ciiiiiiii…. Zwariowałaś? – Nina jak zwykle nie panowała nad swoimi emocjami.

- Wybacz….. to o niej opowiadałeś tak? Dziewczyna z przystanku? No nie powiem całkiem ładna i wyraźnie cię lubi.

- Serio? Skąd wiesz? Znasz ją? – Ed czuł jak rumienieć zalewa jego policzki.

- Nie, nie znam, wywnioskowałam z pogawędki i oczka, które ci posłała – Nina była wyraźnie rozbawiona reakcją przyjaciela. Chłopak już wiedział, że przyjaciółka będzie to wykorzystywać przy każdej okazji.

- Fajna dupa…. – skwitował Brian – Znaczy się kobieta… fajna kobieta – gdyby spojrzenie zabijało, Brian leżałby trupem pod wpływem intensywności oczu Ed’a.


            - Rany, dawno nie widziałam takiego fajnego faceta – Arabella aż podskakiwała z podniecenia – Jest wolny? Lubi blondyny?

- Skąd mam wiedzieć Bella? Pierwszy raz go widzę na oczy, ale co racja to racja, fajny jest, taki…. Hmm… Śródziemnomorski – Kat dźgnęła koleżankę w żebra i podeszła zebrać zamówienie.

- Wybraliście coś moi drodzy?

- Dla mnie placki z sosem grzybowym, podwójnym jeśli można i duże piwo – wyrecytował Ed.

- Ja wezmę makaron z sosem serowym oraz małe piwo, ALBO NIE, znaczy się, nie małe, duże, tak…duże piwo – Nina zawsze składała chaotyczne zamówienia.

- Ja po proszę stek średnio wysmażony z frytkami i surówką. Jak wszyscy duże piwo to nie będę się odróżniać – Brian składając swoje zamówienie patrzył na Kat w sposób, który nie spodobał się rudemu przyjacielowi. „Czemu on tak na nią patrzy? Jest moim kumplem i wie, że ona mi się podoba, czy byłby zdolny….?”

- Świetnie zaraz przyniosę państwa piwa – „Czemu ona tak na niego patrzy? Czy spodobał się jej? No oczywiście, że tak… przecież jest w połowie Włochem, dziewczyny lubią Włochów…” Ed zaczął żałować, że przyprowadził tutaj Brian’a. „Jak mogłem być tak głupi? Było trzeba najpierw coś zdziałać z nią i wtedy.. Nie oszukuj siebie rudy głupku, nawet jakby Kat była twoją dziewczyną to i tak i tak stałbyś na przegranej pozycji przy takim facecie…”

- Ed wszystko w porządku? Zawsze jesteś blady, ale teraz to normalnie zrobiłeś się aż przeźroczysty. – Nina zaniepokoiła się stanem przyjaciela.

- Wszystko w porządku… Zaraz wracam – Rudy poderwał się od stolika i skierował się do baru gdzie Kat przygotowywała ich napoje gawędząc cicho z Bellą.

- Hej Eddie! Czy coś jeszcze potrzebujecie? – czemu ona się tak wspaniale uśmiecha, aż mu kolana zmiękły, przysiadł przy ladzie by się nie przewrócić.

- Nie, nie, nic. Ja tak tylko chciałem pogadać.

- Czy on jest do wzięcia? – Bella zbliżyła się i teatralnym szeptem zaczęła wypytywać o Briana.

- Z tego co wiem to tak, w zasadzie TAK! Absolutnie do wzięcia. Powinnaś zagadać – „Błagam odwróć jego uwagę od Kat. Błagam odwróć jego uwagę od Kat. Błagam….”

- Dawaj te piwa, ja je zaniosę – blondynka chwyciła tacę i szybkim krokiem kierowała się do Niny i Briana.

- Jak minął ci dzień? – pierwsza myśl, która pojawiła się w rudej głowie („Jak zwykle ambitnie, ale lepsze to niż cisza…”)

- Trochę męcząco. Dzisiaj był wyjątkowy ruch, strasznie mnie nogi bolą, a tu jeszcze, co najmniej 4 godziny przede mną. – przez chwilę przez jej twarz przemkną cień, Ed nie był pewien czy to zmęczenie czy może coś więcej…

„TERAZ!! TERAZ IDIOTO! RAZ SIĘ ŻYJE!”

- Umówiłabyśsięzemnąktóregośrazujeślimaszczasiochotęoczywiście…

- Słucham? – jego bełkot wyraźnie ją rozbawił

- Umówiłabyś się ze mną? – Ed wstrzymał oddech, serce przestało mu bić i czekał.

Czekał…

Czekał…

Minęło stulecie.

Czekła…

Czekał…

Millenium.

Czekał…

Czekał…

- Chętnie – chłopak zaczerpnął głośno powietrza…

- Naprawdę?

- Naprawdę.

Rudzielec uśmiechnął się tak szeroko, że aż zabolały go policzki.

- Masz tu mój numer, mam wolne środy, w poniedziałki i wtorki mam wolny wieczór, powiedzmy tak od 20:30, w tym tygodniu mam też wolny weekend. Zadzwoń kiedy będziesz mieć czas. – wręczyła chłopakowi serwetkę z nakreślonym numerem. Znów ich dłonie się musnęły i ten sam impuls elektryczny przeszył jego ciało dając poczucie przyjemnego gorąca.

Ed już otwierał usta żeby coś odpowiedzieć, ale wtem rozbrzęczał się dzwonek z kuchni.

- Ok., wracaj do stolika zaraz nakarmię ciebie i twoich przyjaciół. – puściła mu oczko i zniknęła za drzwiami.

Ed przez resztę wieczoru był wniebowzięty. Nina żartowała, że Kat chyba dała mu ‘coś’ na barze, co go tak uradowało. Tym bardziej się ucieszył, gdy usłyszał, że Brian umówił się Arabellą. Wszystko układało się po jego myśli, pięknie jak w bajce.

 

herman1609 : :
maj 22 2014 Rozdział 2.
Komentarze: 0

Ed wszedł do knajpki i zajął miejsce przy stoliku w kącie. W miarę dyskretnie przyjrzał się dziewczynie. Była niskiego wzrostu, ok. 160cm, włosy brązowe sięgające ramion upięte wsuwkami po bokach twarzy. Szczupła, ale bardzo kobieca, zaokrąglona tam gdzie trzeba, ucieleśnienie seksapilu. Ubrana była w uniform w kolorze ciemnozielonym z białym fartuszkiem przewiązanym w pasie. Ed’owi zabrakło powietrza gdy zauważył, że się do niego zbliża. Uśmiechała się tak pogodnie i naturalnie, nie miał wątpliwości, że był to szczery uśmiech, a nie „kelnerski wymuszacz napiwków”.

- Dobry wieczór, oto karta. Za chwilę wrócę po zamówienie, czy życzy sobie pan coś do picia na początek? – miała duże, orzechowe oczy.

- Temm…yyahask…- nie mogąc wydusić słowa, pokręcił przecząco głową, karcąc się w duchu, za zachowanie jak idiota.

- Ok… dam panu chwilę na zapoznanie się z kartką. – i znowu ten uśmiech, Ed mógłby się rozpłynąć jak masło na patelni od jego blasku.

Dziewczyna odeszła do innego stolika, a chłopak myślał gorączkowo jak wybrnąć z tej sytuacji. „Po co tu wchodziłem? Już pewnie myśli, że jestem kompletnym kretynem. Co ta dziewczyna ze mną robi? A przecież praktycznie jeszcze jej nie znam…”. Zmusił się by zajrzeć w kartę i coś wybrać. Ale czy jest w ogóle głodny? Głupie pytanie, Ed zawsze był głodny, a nawet jak nie to i tak nigdy nie pogardził posiłkiem. Musi grać na zwłokę… może podczas jedzenia coś wymyśli… jakiś sposób żeby, żeby co tak w ogóle? Nie bardzo wiedział co tak naprawdę chce osiągnąć.

- Czy mogę przyjąć zamówienie?

- Taaak… To znaczy, emmm, mogłaby pani coś polecić?

- Gulasz szefa kuchni jest znakomity – mówiąc to kręciła głową przecząc swoim słowom – Absolutnie wspaniały – pokręciła głową jeszcze intensywniej – ja bym wybrała właśnie to – w tym momencie jej usta bezgłośnie wypowiedziały słowa „Za żadne skarby świata” oraz uśmiechnęła się ciepło. Ed szybko pojął o co chodzi, zaśmiał się cicho i odwzajemnił jej uśmiech.

- No cóż… brzmi baaardzo zachęcająco, ale nie przepadam za gulaszem, coś innego?

- Placki z ziemniaków z sosem grzybowym są godne polecenia – tym razem kiwnęła głową z aprobatą.

- Zatem niech będą placki i małe piwo.

- Już się robi – i znowu ten uśmiech. Gdy odbierała od niego kartę zauważył coś jeszcze. Uśmiechała się i sprawiała wrażenie radosnej osoby, ale w jej pięknych oczach krył się smutek. Zdążył zerknąć jeszcze na plakietkę z imieniem.

- Dziękuję Kat


            Kat weszła na kuchnię i przypięła zamówienie na placki dla kucharza.

- Co maleńka? Gulasz? – zapytał ze śmiechem Tim, kucharz i świetny kumpel przy okazji.

- Tym razem nie, nie miałam serca… Ten chłopak ma w sobie coś, sama nie wiem, dobrego? Ma to jakiś sens?

- Nie bardzo tym bardziej, że gulasz z czasem nie będzie lepszy a jakoś mamy się go pozbyć.

- Niedługo zaczną się schodzić pijaczki z okolicy to wcisnę im te resztki, które nazywasz gulaszem – odpowiedziała dziewczyna ze śmiechem.

- Spokojnie, tylko najpierw niech się porządnie napiją, wtedy bezpiecznie będą mogli zjeść moje cudo – Tim zaśmiał się na całe gardło.

Tymczasem Kat przygotowała na barze piwo dla rudego klienta i zaniosła mu je do stolika. Nie był wysoki oraz taki nieco misiowaty, nie gruby, przyjemnie misiowaty. Rude włosy nie były czesane chyba nigdy. Chłopak miał wspaniały uśmiech, delikatny i nieśmiały, a usta tak kuszące…. „Wow… dziewczyno o czym ty myślisz?” skarciła siebie w duchu. W między czasie posprzątała dwa stoliki i przyjęła zamówienie z trzeciego. Dzwonek z kuchni oznajmił, że zamówienie rudego jest gotowe. Gdy stawiała przed nim talerz ich spojrzenia się spotkały. Miał niebieskie oczy, spokojne, łagodne i pełne dobroci. Poczuła przyjemne ciepło w klatce piersiowej i była pewna, że się zarumieniła.

- Smacznego – życzyła klientowi i szybko odeszła do kuchni.

Tim obserwował całą scenę z odległości, ale gdy tylko się do niego zbliżyła od razu przywołał na twarz uśmiech nr 4, co oznaczało, że będzie z niej drwić.

- No nie gadaj, że rudzielec ci się spodobał?

- O czym ty mówisz?

- Widziałem te wasze spojrzenia, buraka strzeliłaś jak diabli.

- Głupoty gadasz!

- Znowu się robisz czerwona, znaczy się, że mam rację!

- Kuchnia cię chyba potrzebuje Tim.

- Kuchnia nie zając. Ale serio? Rudy?

- Nie wiem co insynuujesz, ale ja nic do nikogo nie mam. Po prostu spojrzałam mu w oczy, a że ma w nich coś…sama nie wiem, coś czego jeszcze nie widziałam, to się zarumieniłam. Ot tyle! W ogóle nie jest w moim typie. Przecież wiesz, że dla mnie mężczyzna zaczyna się od 180cm, prawda?

- Niestety tak – Tim dobrze to wiedział, jego 175cm było głównym argumentem Kat gdy odtrącała jego zaloty.

- A zresztą nawet gdyby coś ‘ten tego’ to co z tego, że jest rudy? Jesteś tak cholernie krytyczny wobec wszystkich jakbyś był co najmniej Ryan’em Gosling’iem – dopiekła przyjacielowi i oddaliła się w kierunku stolika, do którego właśnie dosiedli się klienci.

 

            Ed gorączkowo myślał podczas przeżuwania placków. Były naprawdę dobre, trochę się obawiał, że będą przypominać rzeczony gulasz, który raczej nie zachęcał do konsumpcji. Cieszył się z tego powodu, bo dzięki temu będzie mógł tu wpadać tak długo aż w końcu wymyśli sposób na zagadanie Kat. „W sumie mógłbym to zrobić już teraz. „Nie, no co ty człowieku? Jeszcze sobie pomyśli, że jesteś jakimś psycholem czy zboczeńcem…”. Obserwował każdy jej ruch między stolikami, słuchał jak rozmawia z parą klientów dwa stoliki dalej. Miała bardzo miły głos, nie był na szczęście dziewczęco piszczący, ale stosunkowo niski jak dla kobiety, mimo to brzmiał wspaniale, melodyjnie. W tym momencie do baru weszło dwóch podchmielonych mężczyzn i już od progu zawołali do kelnerki:

- Katie, cukiereczku!

- Katy królowo moja!

- Witam panów, jak tam zdrówko?

- Rewelacyjnie – odpowiedział niski mężczyzna w wieku około 60 lat z bujną siwą brodą- no ale wiesz cukiereczku jak to jest. Siedzę sobie w chałupie i popijam nektar bogów i myślę sobie, tak samemu to głupio, idę do mojego przyjaciela Jeff’a. No to poszłem i razem z Jeff’em dopiliśmy eliksir młodości i myślim sobie, w domu to tak głupio. No to poszliśmy tutaj, no bo w lokalu to tak wiesz cukiereczku…. Kurturarnie, prawda Jeff?

- Prawda George – odpowiedział Jeff, niski, otyły mężczyzna w podobnym wieku do przyjaciela, tyle że ten był gładko ogolony.

- Także cukiereczku jak widzisz spragnieni jesteśmy.

- Właśnie widzę, zapraszam do baru, to co zawsze rozumiem? – ze śmiechem odpowiedziała Kat.

- Naturalnie królowo nasza- dwóch podchmielonych klientów usiadło przy barze i czekało na duże piwa. Ed domyślił się, że są to regularni bywalcy, dość lubiani przez obsługę, gdyż nawet kucharz wychylił się przez drzwi żeby ich pozdrowić.

- Czy placek smakował? Podać coś jeszcze? – i znowu ten fantastyczny uśmiech.

- Był bardzo dobry. Zapewne jeszcze nie raz wpadnę by go skosztować – Ed starał się mówić spokojnym głosem, z nutką nonszalancji, ale raczej nie bardzo mu to wyszło gdyż Kat zdawała się powstrzymywać śmiech.

- Cieszę się, z takiej opinii, będzie pan mile widziany za każdym razem.

- Widzę, że macie stałych bywalców? – rudy starał się jakoś podtrzymać rozmowę.

- Jeff i George? Tak, przychodzą dzień w dzień, zawsze ta sama historia na początek, zawsze wypijają trzy piwa i zawsze poprawiają wszystkim humor swoimi dowcipami.

- Widzę, że różnie na panią wołają, Kat, Katie, Katy, cukiereczek?- („Idiota!”) po ostatnim słowie Ed zmieszał się.

- Tak, każdy wedle uznania – odpowiedziała ze śmiechem- na imię mi Katarzyna, jestem z Polski, czyli Katarina, ale wszyscy wołają mnie po prostu Kat.

- Jestem Edward i jestem Anglikiem („Debil!”), ale wszyscy wołają na mnie Ed.- miał ochotę walić głową w stół, czemu gada takie głupoty?

Dziewczyna zaśmiała się na głos – Witaj Edwardzie Angliku zwany Ed’em!

- Zwyczajnie Ed proszę pani – czuł jak policzki go palą ze wstydu.

- Zwyczajnie Kat, ‘proszę panią’ będę za kilka lat – wyciągnęła dłoń do uścisku. Gdy rudzielec ją ujął, przez całe jego ciało, począwszy od dłoni, przeszedł impuls elektryczny, aż serce na chwile stanęło.

- Mi…miło mi Kat.

herman1609 : :
maj 20 2014 Rozdział 1.
Komentarze: 0

Ed maszerował szybkim krokiem po londyńskich ulicach. „Zbiera się na deszcz” pomyślał i przyspieszył. „Było trzeba wziąć taryfę…. Może… Nie, teraz to już bezsensu, 5min i jestem na miejscu.” W tym momencie rozdzwonił się jego telefon.

- Tak?

- …

- No właśnie tam idę.

- …

- Idę.

- …

- Idę. No wiesz Stu… tak na nogach.

- …

- A po co wydawać na taxi, kiedy między studiami jest tylko 15min spacerem? Trzeba oszczędzać.

- …

- Jak to, na co? Na Lego. Widziałem nowy komplet, fenomenalny! Masa elem….

To był ten moment, o którym pisze się w książkach, które ogląda się na ekranie kinowym. Ona siedziała na przystanku po drugiej stronie ulicy, piękna i taka nierealna. Ciemne włosy sięgające ramion, liliowy sweter i jeansy. Czytała książkę z delikatnym uśmiechem na ustach. Ed stanął jak wryty i patrzył, mało tego, gapił się na nią. Nie mógł oderwać wzroku.

- ED! DO CHOLERY MÓWIĘ DO CIEBIE BARANI ŁBIE!

- C..ooo? Mówiłeś coś Stuart?

- Gadam i gadam a tu zero odzewu? Co z tobą człowieku?

- Chyba umarłem i trafiłem do nieba….

- Piłeś?

- Muszę kończyć. Zadzwonię później. – Ed szybko się rozłączył i dalej obserwował dziewczynę. „Jak dobrze, że nie wziąłem tej taksówki….  Ale co teraz zrobić? Podejść? Zagadać? Tak po prostu? Dobra! Raz się żyje!” jak pomyślał tak też zrobił. Ruszył pewnym krokiem przez ulicę gdy nagle: TUUUUUUUUUUUUUUUU, klakson auta, które zatrzymało się centymetr od niego wyrwał go z letargu.

- Ty idioto! Jak leziesz?

- Przepraszam bardzo…. Ja…

W tym momencie nadjechał autobus i zasłonił przystanek, na którym siedziała dziewczyna.

- Zabierzesz rude dupsko z ulicy czy faktycznie mam ci po nim przejechać? – denerwował się kierowca.

Ed wrócił na chodnik i odprowadził wzrokiem odjeżdżający autobus, z żalem zauważył że razem z nim odjechała również cudowna dziewczyna, do której nie zdążył podejść.

„Skończony kretyn! Jak można być takim…” wyzywał siebie w myślach i ruszył w kierunku studia, do którego zmierzał.

 

            - To gdzie ciebie zabrało jak ze mną rozmawiałeś? – dopytywał Stuart

- Stary nie uwierzysz, ale widziałem najpiękniejszą dziewczynę na świecie.

- Mhm…

- Serio! To było niesamowite. Jak w filmie. Ja… Sam nie wiem co o tym myśleć… Jak zwykle za długo się zastanawiałem, wahałem i nie zdążyłem do niej podejść… Co jeśli nigdy jej już nie zobaczę?

- Prawdopodobnie tak będzie.

- Dziękuję mój drogi przyjacielu, wiesz jak pocieszyć człowieka – zasmucił się Rudzielec.

- Jak tam nagranie? – Stuart zmienił temat

- Jak zwykle… chociaż ciężko było mi się skupić. Będzie trzeba powtórzyć sesję, nie jestem przekonany do kilku akordów… może powinny być o ton wyższe?

- Jak uważasz, w końcu to ty jesteś geniuszem muzycznym, czyż nie? – menadżer uśmiechnął się z przekąsem.

 

           Ed stanął przy przystanku, na którym widział wspaniałą nieznajomą, rozejrzał się dokładnie, ale nigdzie jej nie widział. „Usiądę i poczekam chwilę. Wczoraj odjechała o 18:00 może robi to codziennie? Jest dopiero 17:30…” Dokładnie o 19:00 zwątpił, że dzisiaj ją spotka i ruszył do domu. „Jutro też przyjdę” obiecał sobie w myślach.

Scena powtarzała się przez dwa kolejne dni. Ed przychodził o 17:30 na przystanek i czekał do 19:00, niestety wspaniałej jak nie było tak nie ma. Rozczarowany muzyk ruszył w przeciwną stronę niż zwykle, postanowił odwiedzić Ninę, może ona go zrozumie, pocieszy i coś doradzi? Przeszedł przez skrzyżowanie, gdy zaczepił go mężczyzna.

- Przepraszam jak dojdę do London Eye?

- To dość spory kawałek, proszę się kierować prosto, na trzecim skrzyżowaniu w lewo, na rondzie w prawo i tam powinno się zacząć oznaczenie, które dalej pana pokieruje.

- Dziękuję ślicznie! – podziękował obcy i odszedł we wskazanym kierunku.

Ed westchnął i odwrócił się twarzą do szyby budynku, przy którym został zatrzymany. Była to jakaś knajpka, przy stoliku przy oknie siedziało dwoje dorosłych z dwójką małych dzieci, pewnie rodzina. Dzieciaki były szalenie szczęśliwe, gdyż właśnie w tym momencie kelnerka podawała im wielkie porcje lodów.

„O Boże…. Kelnerka…. Ta… Kelnerka… Moja piękna nieznajoma. Bóg jednak istnieje!”

herman1609 : :