Archiwum 28 maja 2014


maj 28 2014 Rozdział 4.
Komentarze: 0

Ed chwycił za telefon, po czym odłożył go na blat stołu, podniósł i znowu odłożył. Robił tak już od dobrych 5 minut, podczas gdy w jego głowie miejsce miała istna burza myśli. „Zadzwonić już teraz? Za wcześnie. A jeśli już za późno?  Taka dziewczyna nie może być długo sama…. Nie chcę wyjść na natręta, który dzwoni na drugi dzień z samego rana. Jeszcze sobie pomyśli, że jestem jakimś desperatem. Opanuj się chłopie! To, co że sobie tak pomyśli? Przecież jesteś desperatem! Desperacko pragniesz być blisko Kat, prawda? Prawda. No to dzwoń! DZWONIĘ!” Już wybijał numer, gdy telefon rozdzwonił się w jego dłoni.

- Tak?

- Ed, słuchaj potrzebuję cię. Nagrywam ścieżkę i nie mogę sobie poradzić z refrenem… coś mi tam nie pasuje, mógłbyś przyjść do studia i posłuchać. Potrzebuję twojego geniuszu! Jakoś te akordy nie chcą mi się zgrać…

- Nina, kochana, czemu tak wcześnie? Jestem teraz trochę zajęty, czy to aż tak pilne?

- Sprawa życia i śmierci! Jak mi nie pomożesz to zaraz kogoś tutaj ubiję gitarą… albo lepiej mikrofonem! Będzie bardziej dramatyczne jak podadzą to w wiadomościach. Już to widzę: wschodząca gwiazda muzyki aresztowana pod zarzutem ubicia kogoś mikrofonem”. W końcu każdy potrafiłby ubić kogoś gitarą, co nie? Ale mikrofonem to już wyższa szkoła jazdy. Nie sądzisz? Ciekawe czy ktoś już coś takiego zrob…

- NINA! Opanuj się dziewczyno. Jak ty dajesz radę przez kilkadziesiąt minut na występach zajmować się tylko graniem i śpiewaniem, to ja nie wiem. Zaraz wpadnę i uratuję ten twój numer.

- Dzięki bohaterze!

Ed spojrzał na zegarek i uderzył się otwartą dłonią w czoło. Nina nieświadomie uratowała go przed zdobyciem na wstępie kilku minusów u Kat. Była godzina 7:15 rano, a dziewczyna przecież pracowała wczoraj do co najmniej 1:00 w nocy. Na pewno jeszcze smacznie śpi. Rudzielec ubrał się i wyszedł do studia.


- Nie wiem o co tobie kobieto chodzi. Wszystko brzmi świetnie – Ed przejrzał nuty, przesłuchał nagranie i nie mógł zrozumieć, czemu Nina go wezwała do pomocy.

- Prawda? Jestem zajebista! Przyznaj to rudziku – dziewczyna aż promieniała z zachwytu nad swoim utworem.

Ed przez dłuższą chwilę gapił się na nią nie wiedząc, co się dzieje.

- No co się tak gapisz? Lepiej mi podziękuj.

- Podziękuj?

- No tak. Ed znamy się nie od dzisiaj, prawda? Mogę się założyć, że w momencie, gdy do ciebie zadzwoniłam siedziałeś z telefonem w łapie i już wybierałeś numer swojej kelnereczki.

- Yyyy…

- No co? Może nie mam racji? Jesteś typem faceta, który tchórzy zamiast podejść do dziewczyny w jakiś…. 99% przypadków, ale to jest ten nieszczęsny lub szczęsny, czas pokaże, 1% i trafiłeś na laskę tak wspaniałą, że zbierasz wszelkie pokłady odwagi w sobie i zagadujesz. Dostajesz numer i co robisz? Dzwonisz! Niemal od razu. Ed, tak nie można! Trochę godności człowieku! Bądź mężczyzną!

- Yyyy…. – Ed siedział z otwartymi ustami i gapił się na Ninę jakby ją widział pierwszy raz w życiu – ale… ja nie rozumiem…

- Dziewczyny lubią twardych facetów, a nie zdesperowanych gówniarzy, którzy cieszą się na otrzymany numer telefonu jak szczeniaczek na kabanosa. Odczekaj trochę, zadzwoń najwcześniej jutro wieczorem i umów się na sobotę.

- Nie wiem… a jak sobie pomyśli, że mi nie zależy, albo już się z kimś umówi?

- Lepiej żeby myślała, że ci nie zależy i pozwoliła ci pokazać, że się myliła, niż przestraszyła się, że jesteś upierdliwym rudym nerdem, od którego się nie będzie mogła uwolnić, nie sądzisz?

- Jak tak mówisz to ma to nawet jakiś sens – niepewność zżerała chłopaka od środka.

- I nie bój się, z nikim innym się nie umówi, przynajmniej do póki ty jej się nie znudzisz, albo zwyczajnie nie spieprzysz sprawy na początku – Nina roześmiała się na samą myśl o nieporadności przyjaciela w stosunku do płci pięknej.

- Ale skąd możesz mieć pewność?

- Widziałam jak na ciebie patrzy Eddie, nie martw się, twoja kelnereczka cię lubi – Nina puściła mu oczko i pstryknęła w nos. Ed odetchnął z ulgą, słowa przyjaciółki brzmiały sensownie. Przecież gdyby Kat go nie lubiła i nie była zainteresowana to nie dałaby mu swojego numer.

- Tak też zrobię, dziękuję Nina, co ja bym bez ciebie począł?

- Umarł w samotności prawdopodobnie, albo ze wstydu… Jedno z dwóch w każdym razie.


            Drrrrrrrrrrrr…

Ed czuł jak oblewa go zimny pot, serce zaczęło walić jak szalone.

Drrrrrrrrrrrr…

Nagle zapomniał wszystkiego, co sobie wcześnie przygotował do powiedzenia „Powinienem bym to sobie spisać”.

Drrrrrrrrrrrr…

- Słucham? – głos Kat brzmiał jak najpiękniejsza muzyka – Halo?

- Eee tak. Cześć Kat, Ed mówi. Nie przeszkadzam?

- Jestem teraz w pracy, ale mam chwilę wolną. Co tam?

- W porządku. Ja tak sobie myślałem. Pomyślałem sobie, że… No, bo wiesz. Myślałem, że może byśmy… Jeśli chcesz…

- Bardzo chętnie się z tobą spotkam Ed.

- Serio? Wow…

- Serio, więc? – słyszał w jej głosie śmiech, nie drwiący, słodki śmiech, nabrał głęboko powietrza w płuca.

- Zjadłabyś ze mną jutro kolację?

- Brzmi świetnie.

- Genialnie! Podałabyś mi swój adres? Przyjechałbym po ciebie o 19:00. Może tak być?

- Dobrze, adres prześlę ci sms’em. Wybacz, ale muszę wracać do pracy. W takim razie do jutra Eddie.

- Do jutra Kat.

Jakaś część populacji ludzkiej pewnie nazwałaby tańcem zwycięstwa dzikie i nieskoordynowane ruchy, jakie zaczął wykonywać rudowłosy po rozłączeniu się z kelnerką. Skakał i biegał po całym mieszkaniu łącząc to z elementami twista i salsy z lekką nutką lambady. Po dobrym kwadransie zdyszany Ed usiadł na kanapie i roześmiał się na całe gardło. Czy życie może być jeszcze lepsze?

Powiadomienie sms oznajmiło, że jego auto jest do odbioru z warsztatu. Chłopak niedawno zdał egzamin na prawo jazdy, samochód oddał na warsztat w celu założenia nowego nagłośnienia, w końcu dobra muzyka musi dobrze brzmieć. W sumie nie planował nigdy prowadzić, nie miał na to czasu i obawiał się, że umiejętności również, ale Stuart miał już serdecznie dość podwożenia go wszędzie i wymusił na nim podejście do egzaminu. Okazało się, że wcale nie jest to takie trudne i Ed nie stanowi zagrożenia dla siebie i innych uczestników ruchu drogowego. Kolejny sms był od Kat, Ed sprawdził w Google Maps podany przez nią adres i zauważył, że dziewczyna mieszka strasznie daleko od niego oraz „Corner Barn”, knajpy w której pracuje, na szczęście metalowy rumak był w gotowości.


            Rozczochrał jeszcze bardziej dłonią włosy, sprawdził oddech, policzył do dziesięciu i zapukał do drzwi. Już po chwili stała w nich Kat, szeroko uśmiechnięta, w ślicznej liliowej sukience sięgającej za kolano. Wyglądała tak naturalnie, świeżo, pięknie, że rudy stał i gapił się na nią zastanawiając się, jakim cudem tak wspaniała dziewczyna umówiła się z kimś takim jak on.

- Cześć Eddie.

- Cz e ś ć, wyglądasz przepięknie. Wow. To dla ciebie – wręczył jej bukiet gerberów i stokrotek.

- Są śliczne, dziękuję. Ty również wyglądasz świetnie. Wejdź na chwilę, jestem już prawie gotowa. – Ed wyjątkowo postarał się przy wyborze stroju. Wybrał czyste, niepodarte jeansy, błękitną koszulę, która podkreślała kolor jego oczu i czarny krawat, jedyny jaki posiadał.

Dziewczyna włożyła kwiaty do wazonu i postawiła na stoliku w centrum pokoju.

- Zaraz wracam, rozgość się – zniknęła za drzwiami małego pokoju. Ed miał chwilę żeby się rozejrzeć po mieszkanku. Było malutkie, malutki salonik z malutkim aneksikiem kuchennym. Pokój, do którego weszła Kat to zapewne sypialnia, pomieszczenie obok było malutką łazienką. Skromne, ale gustownie urządzone mieszkanko.

- Już! Możemy iść.

Ed poprowadził Kat do swojego samochodu i otworzył przed nią drzwi.

Zajechali przed elegancką restaurację, parkingowy wziął od rudego kluczyki by zaparkować auto, podczas gdy para weszła do środka.

- Witam państwa, czy mają państwo rezerwację?

- Tak, nazwisko Sheeran. – „Sheeran? Czy ja to już gdzieś słyszałam?”

- Ach tak, stolik dla dwojga. Proszę za mną. – wysoki, szczupły kelner poprowadził ich do zacisznego kąta, gdzie wielka roślina odgradzała ich od reszty sali zapewniając intymność.

- Oto karty dań dla państwa. Wrócę za chwilę przyjąć zamówienie.

- Wow, strasznie elegancka ta restauracja, musi być też bardzo droga – Kat sprawiała wrażenie lekko zmieszanej.

- Owszem jest elegancka, ale i zaciszna. Nie ma tutaj wściekłych tłumów i nie trzeba się przekrzykiwać. Można spędzić miło czas, dobrze zjeść i niczym się nie martwić, dobrze? – Ed wyraźnie zaznaczył ostatnie słowo. Zaczął czuć się swobodniej w jej towarzystwie, cały czas spędzony w samochodzie miło gawędzili na luźne tematy, swoboda tej rozmowy zadziwiła chłopaka, ale także podziałała nań kojąco.

- W porządku, więc skoro tak mówisz to nie będę się niczym martwić – uśmiechnęła się nieśmiało, widział że nie jest do końca przekonana.

- Dokładnie. Mam dzisiaj misję do wykonania: chcę żebyś spędziła miło czas, odstresowała się i zdobyła o mnie jak najlepsze zdanie.

- Ha ha ha! Dobrze, skoro taką masz misję nie mogę stanąć ci na drodze w jej realizacji – Kat poczuła się swobodniej i zaczęła przeglądać menu. – Ciężki wybór, wszystko tu wygląda smakowicie.

- Taaaak, to prawda, wszystko mają dobre. Krem z homara jest dobrą przystawką. Mają genialne steki i owoce morza – Ed widać bywał nie raz w tym dobytku, zastanowiło to Kat, widać biedny nie jest skoro może sobie pozwolić na odwiedzanie takich miejsc i próbowanie wszystkiego z karty.

- Czy mogę przyjąć państwa zamówienie? – szczupły kelner już czekał z notesikiem w dłoni.

- Tak, dla mnie będzie krem z homara na przystawkę, później makaron w sosie z leśnych grzybów, a na deser ciasto czekoladowe z wiśniami – Ed spojrzał na dziewczynę z pewnym podziwem. „Nie wzięła tylko sałatki? Jest bardziej idealna niż mi się wydawało.”

- Dla mnie krem z homara, stek średnio wysmażony z frytkami, podwójną porcją frytek, oraz beza z masą karmelowo-czekoladową. Do tego poprosiłbym wino… Kat odpowiada ci białe, półwytrawne?

- Jak najbardziej.

- Także do tego wino i będzie wszystko, dziękuję- Ed oddał swoją kartę, tak ja Kat, i spojrzał dziewczynie prosto w oczy po odejściu kelnera.

- Niech zgadnę, spodziewałeś się, że „tylko sałatkę, jestem na diecie” lub inny szajs? – jej swoboda i nietuzinkowość go fascynowały.

- Szczerze mówiąc bardzo się cieszę, że tego nie usłyszałem. To takie dziwne, no bo kto może się najeść sałatką?

- No właśnie, a wychodzić na kolację by zjeść kolację w domu? Bezsens. – oboje szczerze się zaśmiali.

Wieczór mijał im na swobodnej, miłej rozmowie, przy rzeczywiście genialnym jedzeniu. Chcieli się poznać jak najlepiej, wypytywali o swoje rodziny, miejsca skąd pochodzą, zainteresowania.

- Więc jak to się stało, że wyjechałaś z Polski i trafiłaś do „Corner Barn”?

- W kraju miałam stałą pracę, papierkowa robota, ciągle to samo, pewnego dnia doszłam do wniosku, ze umieram z nudów i muszę coś zmienić w swoim życiu. Postanowiłam wyjechać na wakacje do Wielkiej Brytanii, padło na Londyn na dobry początek. Poznałam wtedy Pedro, Kolumbijczyka mieszkającego tutaj kilka lat. Słyszał, że zwolniło się miejsce w „Corner Barn” i jako, ze zna właściciela, szepnie o mnie słówko. Stwierdziłam, że to jest zmiana, której szukałam, lub przynajmniej ich początek. Rzuciłam prace w Polsce, przeprowadziłam się do Londynu, zamieszkałam u Pedro i zaczęłam pracę jako kelnerka. Jakie to ciasto jest pyszne! Chcesz kęsa? – kto, jak kto, ale Ed nigdy nie odmawia jedzenia – Później Pedro pomógł mi znaleźć własne lokum, wynajmowałam je z koleżanką, ale kilka miesięcy temu wyprowadziła się do Kanady i zostałam sama. W sumie, na upartego mogę powiedzieć, że osiągnęłam swój cel, dokonałam zmian, których chciałam.

- Jakich dokładnie? Chodziło tylko o pracę?

- Praca, miejsce zamieszkania, odcięcie się od rodziców, zmiana otoczenia, poznanie nowych, ciekawych ludzi.

- I udało się kogoś poznać?

- Owszem – ich oczy się spotkały, jej spojrzenie było tak wymowne, że Ed poczuł, że się rumieni. Szybko zajął się swoją bezą mając nadzieję, że dziewczyna tego nie zauważyła.

Po skończonym deserze, poprosili o rachunek. Gdy kelner położył czarną książeczkę na stole i dyskretnie się oddalił, Kat i Ed sięgnęli po niego w tym samym czasie. Chłopak złapał jej dłoń i gładząc ją delikatnie powiedział:

- Kat proszę cię, mówiłem żebyś się niczym nie martwiła.

Jeszcze chwilę gładził jej dłoń obserwując dyskretnie jak rumieniec wylewa się na jej policzki.



            Jak na gentelmana przystało Ed odprowadził Kat pod same drzwi mieszkania.

- Dziękuję ci bardzo, to był wspaniały wieczór i ta kolacja- pycha!

- Cała przyjemność po mojej stronie. I to ja dziękuję, że się zgodziłaś na nią, nawet nie wiesz jak bardzo mi na tym zależało – buty Ed’a były wybitnie interesujące gdyż gapił się na nie cały czas. „Co mam teraz zrobić? Szkoda, że nie ma Niny, ona by wiedziała. Może do niej zadzwonię? Ta! Jak to sobie wyobrażasz człowieku? Wybacz Kat, schowam się za ścianą na moment i po chwili wracam. Głupek!”.

Postanowił wybrać najbezpieczniejszą opcję pożegnania, wysunął dłoń w stronę Kat, dziewczyna podała mu swoją. Jakie było jej zdziwienie, gdy pochylił się i ją ucałował. Poczuła drżenie w kolanach.

- Dobranoc Kat. Jeśli pozwolisz zadzwonię do ciebie znowu, dobrze?

- Tak, dobranoc Eddie.

Ręce trzęsły jej się z wrażenia, przez co miała mały problem z trafieniem kluczem do dziurki. Gdy już otworzyła drzwi, posłała mu jeszcze jedno spojrzenie i uśmiech.


            Prawdopodobnie Ed znowu tańczył, ale ciężko było stwierdzić, gdyż jego ruchy znowu nie przypominały niczego poza opętaniem. Starsza pani z mieszkania naprzeciwko akurat wychodziła z psem i spojrzała z pogardą na chłopaka.

- Ja…. Ja… No, co? Nie można być szczęśliwym? – uśmiechnął się do starszej pani, skłonił się i skierował do wyjścia w podskokach.


            Kat opierała się plecami o drzwi przez dłuższą chwilę. Lubiła Ed’a od pierwszego spotkania. Miał w sobie coś, co ją przyciągało i uspakajało. Ale z każdym kolejnym spotkaniem w „Corner Barn” lubiła go bardziej. Gdy ostatnio zjawił się z tą blondynką i chłopakiem, z którym umówiła się Arabella, poczuła dziwne ukłucie. Teraz po tej kolacji sama nie wiedziała, co tak na prawdę czuje, wiedziała tylko, że już nie może się doczekać jego telefonu.

herman1609 : :