Archiwum 22 maja 2014


maj 22 2014 Rozdział 2.
Komentarze: 0

Ed wszedł do knajpki i zajął miejsce przy stoliku w kącie. W miarę dyskretnie przyjrzał się dziewczynie. Była niskiego wzrostu, ok. 160cm, włosy brązowe sięgające ramion upięte wsuwkami po bokach twarzy. Szczupła, ale bardzo kobieca, zaokrąglona tam gdzie trzeba, ucieleśnienie seksapilu. Ubrana była w uniform w kolorze ciemnozielonym z białym fartuszkiem przewiązanym w pasie. Ed’owi zabrakło powietrza gdy zauważył, że się do niego zbliża. Uśmiechała się tak pogodnie i naturalnie, nie miał wątpliwości, że był to szczery uśmiech, a nie „kelnerski wymuszacz napiwków”.

- Dobry wieczór, oto karta. Za chwilę wrócę po zamówienie, czy życzy sobie pan coś do picia na początek? – miała duże, orzechowe oczy.

- Temm…yyahask…- nie mogąc wydusić słowa, pokręcił przecząco głową, karcąc się w duchu, za zachowanie jak idiota.

- Ok… dam panu chwilę na zapoznanie się z kartką. – i znowu ten uśmiech, Ed mógłby się rozpłynąć jak masło na patelni od jego blasku.

Dziewczyna odeszła do innego stolika, a chłopak myślał gorączkowo jak wybrnąć z tej sytuacji. „Po co tu wchodziłem? Już pewnie myśli, że jestem kompletnym kretynem. Co ta dziewczyna ze mną robi? A przecież praktycznie jeszcze jej nie znam…”. Zmusił się by zajrzeć w kartę i coś wybrać. Ale czy jest w ogóle głodny? Głupie pytanie, Ed zawsze był głodny, a nawet jak nie to i tak nigdy nie pogardził posiłkiem. Musi grać na zwłokę… może podczas jedzenia coś wymyśli… jakiś sposób żeby, żeby co tak w ogóle? Nie bardzo wiedział co tak naprawdę chce osiągnąć.

- Czy mogę przyjąć zamówienie?

- Taaak… To znaczy, emmm, mogłaby pani coś polecić?

- Gulasz szefa kuchni jest znakomity – mówiąc to kręciła głową przecząc swoim słowom – Absolutnie wspaniały – pokręciła głową jeszcze intensywniej – ja bym wybrała właśnie to – w tym momencie jej usta bezgłośnie wypowiedziały słowa „Za żadne skarby świata” oraz uśmiechnęła się ciepło. Ed szybko pojął o co chodzi, zaśmiał się cicho i odwzajemnił jej uśmiech.

- No cóż… brzmi baaardzo zachęcająco, ale nie przepadam za gulaszem, coś innego?

- Placki z ziemniaków z sosem grzybowym są godne polecenia – tym razem kiwnęła głową z aprobatą.

- Zatem niech będą placki i małe piwo.

- Już się robi – i znowu ten uśmiech. Gdy odbierała od niego kartę zauważył coś jeszcze. Uśmiechała się i sprawiała wrażenie radosnej osoby, ale w jej pięknych oczach krył się smutek. Zdążył zerknąć jeszcze na plakietkę z imieniem.

- Dziękuję Kat


            Kat weszła na kuchnię i przypięła zamówienie na placki dla kucharza.

- Co maleńka? Gulasz? – zapytał ze śmiechem Tim, kucharz i świetny kumpel przy okazji.

- Tym razem nie, nie miałam serca… Ten chłopak ma w sobie coś, sama nie wiem, dobrego? Ma to jakiś sens?

- Nie bardzo tym bardziej, że gulasz z czasem nie będzie lepszy a jakoś mamy się go pozbyć.

- Niedługo zaczną się schodzić pijaczki z okolicy to wcisnę im te resztki, które nazywasz gulaszem – odpowiedziała dziewczyna ze śmiechem.

- Spokojnie, tylko najpierw niech się porządnie napiją, wtedy bezpiecznie będą mogli zjeść moje cudo – Tim zaśmiał się na całe gardło.

Tymczasem Kat przygotowała na barze piwo dla rudego klienta i zaniosła mu je do stolika. Nie był wysoki oraz taki nieco misiowaty, nie gruby, przyjemnie misiowaty. Rude włosy nie były czesane chyba nigdy. Chłopak miał wspaniały uśmiech, delikatny i nieśmiały, a usta tak kuszące…. „Wow… dziewczyno o czym ty myślisz?” skarciła siebie w duchu. W między czasie posprzątała dwa stoliki i przyjęła zamówienie z trzeciego. Dzwonek z kuchni oznajmił, że zamówienie rudego jest gotowe. Gdy stawiała przed nim talerz ich spojrzenia się spotkały. Miał niebieskie oczy, spokojne, łagodne i pełne dobroci. Poczuła przyjemne ciepło w klatce piersiowej i była pewna, że się zarumieniła.

- Smacznego – życzyła klientowi i szybko odeszła do kuchni.

Tim obserwował całą scenę z odległości, ale gdy tylko się do niego zbliżyła od razu przywołał na twarz uśmiech nr 4, co oznaczało, że będzie z niej drwić.

- No nie gadaj, że rudzielec ci się spodobał?

- O czym ty mówisz?

- Widziałem te wasze spojrzenia, buraka strzeliłaś jak diabli.

- Głupoty gadasz!

- Znowu się robisz czerwona, znaczy się, że mam rację!

- Kuchnia cię chyba potrzebuje Tim.

- Kuchnia nie zając. Ale serio? Rudy?

- Nie wiem co insynuujesz, ale ja nic do nikogo nie mam. Po prostu spojrzałam mu w oczy, a że ma w nich coś…sama nie wiem, coś czego jeszcze nie widziałam, to się zarumieniłam. Ot tyle! W ogóle nie jest w moim typie. Przecież wiesz, że dla mnie mężczyzna zaczyna się od 180cm, prawda?

- Niestety tak – Tim dobrze to wiedział, jego 175cm było głównym argumentem Kat gdy odtrącała jego zaloty.

- A zresztą nawet gdyby coś ‘ten tego’ to co z tego, że jest rudy? Jesteś tak cholernie krytyczny wobec wszystkich jakbyś był co najmniej Ryan’em Gosling’iem – dopiekła przyjacielowi i oddaliła się w kierunku stolika, do którego właśnie dosiedli się klienci.

 

            Ed gorączkowo myślał podczas przeżuwania placków. Były naprawdę dobre, trochę się obawiał, że będą przypominać rzeczony gulasz, który raczej nie zachęcał do konsumpcji. Cieszył się z tego powodu, bo dzięki temu będzie mógł tu wpadać tak długo aż w końcu wymyśli sposób na zagadanie Kat. „W sumie mógłbym to zrobić już teraz. „Nie, no co ty człowieku? Jeszcze sobie pomyśli, że jesteś jakimś psycholem czy zboczeńcem…”. Obserwował każdy jej ruch między stolikami, słuchał jak rozmawia z parą klientów dwa stoliki dalej. Miała bardzo miły głos, nie był na szczęście dziewczęco piszczący, ale stosunkowo niski jak dla kobiety, mimo to brzmiał wspaniale, melodyjnie. W tym momencie do baru weszło dwóch podchmielonych mężczyzn i już od progu zawołali do kelnerki:

- Katie, cukiereczku!

- Katy królowo moja!

- Witam panów, jak tam zdrówko?

- Rewelacyjnie – odpowiedział niski mężczyzna w wieku około 60 lat z bujną siwą brodą- no ale wiesz cukiereczku jak to jest. Siedzę sobie w chałupie i popijam nektar bogów i myślę sobie, tak samemu to głupio, idę do mojego przyjaciela Jeff’a. No to poszłem i razem z Jeff’em dopiliśmy eliksir młodości i myślim sobie, w domu to tak głupio. No to poszliśmy tutaj, no bo w lokalu to tak wiesz cukiereczku…. Kurturarnie, prawda Jeff?

- Prawda George – odpowiedział Jeff, niski, otyły mężczyzna w podobnym wieku do przyjaciela, tyle że ten był gładko ogolony.

- Także cukiereczku jak widzisz spragnieni jesteśmy.

- Właśnie widzę, zapraszam do baru, to co zawsze rozumiem? – ze śmiechem odpowiedziała Kat.

- Naturalnie królowo nasza- dwóch podchmielonych klientów usiadło przy barze i czekało na duże piwa. Ed domyślił się, że są to regularni bywalcy, dość lubiani przez obsługę, gdyż nawet kucharz wychylił się przez drzwi żeby ich pozdrowić.

- Czy placek smakował? Podać coś jeszcze? – i znowu ten fantastyczny uśmiech.

- Był bardzo dobry. Zapewne jeszcze nie raz wpadnę by go skosztować – Ed starał się mówić spokojnym głosem, z nutką nonszalancji, ale raczej nie bardzo mu to wyszło gdyż Kat zdawała się powstrzymywać śmiech.

- Cieszę się, z takiej opinii, będzie pan mile widziany za każdym razem.

- Widzę, że macie stałych bywalców? – rudy starał się jakoś podtrzymać rozmowę.

- Jeff i George? Tak, przychodzą dzień w dzień, zawsze ta sama historia na początek, zawsze wypijają trzy piwa i zawsze poprawiają wszystkim humor swoimi dowcipami.

- Widzę, że różnie na panią wołają, Kat, Katie, Katy, cukiereczek?- („Idiota!”) po ostatnim słowie Ed zmieszał się.

- Tak, każdy wedle uznania – odpowiedziała ze śmiechem- na imię mi Katarzyna, jestem z Polski, czyli Katarina, ale wszyscy wołają mnie po prostu Kat.

- Jestem Edward i jestem Anglikiem („Debil!”), ale wszyscy wołają na mnie Ed.- miał ochotę walić głową w stół, czemu gada takie głupoty?

Dziewczyna zaśmiała się na głos – Witaj Edwardzie Angliku zwany Ed’em!

- Zwyczajnie Ed proszę pani – czuł jak policzki go palą ze wstydu.

- Zwyczajnie Kat, ‘proszę panią’ będę za kilka lat – wyciągnęła dłoń do uścisku. Gdy rudzielec ją ujął, przez całe jego ciało, począwszy od dłoni, przeszedł impuls elektryczny, aż serce na chwile stanęło.

- Mi…miło mi Kat.

herman1609 : :